Jaja wyrastające z zielonego mchu…

Zwiastunem nadchodzącej wiosny jest dla mnie zdecydowanie mech, kiedy wyłania się on zielonymi połaciami spod śniegu. Mam to szczęście, że nie muszę spacerować daleko, by go pozyskiwać, wystarczy, że zrobię sobie wczesnowiosenny spacer na moją działkę, zazwyczaj czuje się już wtedy ciepło, ale jeszcze wtedy wiele roślin i drzew znajduje się po zimowym odurzeniu, na moment przed ocknięciem się z zimowej hibernacji. Przychodzi mi wówczas taka myśl, że to właśnie mech soczysty i zielony zachęca je do przebudzenia, zapowiada wiosenną pobudkę, a potem kiedy już spełni swoją rolę, w miarę wiosennych postępów, sam spokojnie zarośnie sobie trawką.

Mech jest dla mnie szczególnie ważnym materiałem, bo wykorzystuję go w dużych ilościach do wykonywania mojego rękodzieła, zasadniczo pełni funkcje maskujące gąbkę, i tak go traktowałam do momentu, kiedy zastąpiłam go jedyny raz mech włóknem, odkryłam wtedy, że dekoracja nie miała już tego uroku, mech nadaje mojemu rękodziełu specyficzny klimat i w zasadzie w wielu dekoracjach jest niezastąpionym materiałem do tego stopnia, że ciężko mi przychodzi pracować z innym poszyciem. Mistrzowie florystyki bardzo sobie cenią irlandzkiego chrobotka. Mech ten rzeczywiście ma ciekawą strukturę, może być wyjściową bazą, ciekawym podłożem, a nawet dekoracją, zwłaszcza, że spotyka się go w wersjach barwionych na różne kolory.

Jednakże chrobotek ma jedną wadę dla mnie osobiście, specyficzny, mało przyjemny zapach, którego mój węch akurat nie toleruje, oczywiście z czasem ten zapach znika, kiedy struktura chrobotka stwardnieje, ale na to potrzeba sporo czasu, dlatego choć czasem ze względów estetycznych sięgam po chrobotek, wolę nasz mech, a właściwie mój mech z grodzieckiej działki. Zapasy robię właśnie wiosną i nie mogę tego momentu przegapić, bo potem nie mam już okazji na pozyskanie mchu, mech zazwyczaj jest mokry i z dodatkami ziemi oraz patyków, trzeba go oczyścić z ziemistych resztek, wysuszyć, by można się nim było posłużyć przy wykonywaniu dekoracji wiosennych.

 

A co wyrasta u mnie z zielonego mchu? Otóż mogą wyrosnąć różne rzeczy w zależności od wyobraźni, u mnie wiosną wyrastają najczęściej jajka kwiatowe, to moje ulubione dekoracje wielkanocne, do wiosennego wnętrza. Same jajka ( gotowa baza styropianowa ) zdobię metodą oklejania albo serwetkowego decoupage w kwiatowe wzory, korzystając z wiosennych serwetek, jajeczko nabijam na patyk szaszłykowy albo patyczek zebrany na drodze, utrącony przez wiatr z drzew. Czasem maluję patyki na biało, to takie nawiązanie jeszcze do pory przedwiośnia, kiedy zieleń przebija się spod bieli, czasem zostawiam patyczek w kolorze naturalnym, szczególnie jeżeli z powodu wilgoci zachował zielony odcień. Jajko udekorowane wstążkami w różnych kolorach, których zestaw się raczej nie powtarza, przykładowo zieleń z ożywionym brązem, albo soczysty róż z delikatną zielenią, czy błękit z żółtym, osadzam w naczyniu ceramicznym pokrytym mchem oraz gałązkami, najczęściej pozbieranymi w lesie lub na działce.

Chodzi o to, by jajko wyrastało z czegoś w rodzaju gniazdka, potem wykańczam wiosennymi elementami, w zależności od fantazji, sztucznymi drobnymi kwiatami wiosennymi (margerytka lub kwiatki jabłoni), małymi jajeczkami, skorupkami od jajek, czasem używam też juty, która znakomicie komponuje się z mchem i jest zarówno bazą, jak i wypełnieniem, piórkami, cebulkami-dymkami, i w ten sposób powstają kwiatowe jajka na mchu. Każde jest inne, każde dostaje inne kolory, żadne się nie powtarza.

Inną moją inspiracją są krążki wiosenne, kompozycje na krążku drewnianym, oczywiście z wykorzystaniem mchu, sztucznych kwiatuszków typu margerytki czy małe narcyzy, małych jajeczek imitujących ptasie jaja wśród mchu oraz kwiatów, cebulek. Dekoracje zdobię często motywami małych jajeczek, o tej porze są szczególnie ważne, symbolizują w końcu nowe życie.

Post navigation