Wędrówki stokrotek – opowieść pandemiczna

Wędrówki stokrotek – opowieść pandemiczna”

Wola życia i przetrwania najmocniej tkwi w kształtach niepozornych. Potwierdzają to szczególnie moje obserwacje przyrodnicze. Gdybym miała możliwości przeprowadzania konkursu na żywotność roślinnego bytu - pierwsze miejsce dostałaby stokrotka. Choćby dlatego, że odkąd pamiętam, zawsze spotykałam ją w nadmiarze, najpierw na łąkach mojego dzieciństwa, potem na ścieżkach kolejnych lat.  Kiedy pewnego dnia nie zobaczę obok siebie stokrotek, wtedy dopiero uwierzę w rychły koniec świata.

Stokrotka nie ogląda się na porę roku, może to jej sposób na pogodową huśtawkę, bo nie znika z końcem lata ani jesieni, nie chowa się do ziemi przed zimowym chłodem. Jestem pewna, że jej zieleń trwa cierpliwie nawet pod bielą śniegu, jeżeli akurat spadnie śnieg, a kiedy zdarza się zima bezśnieżna i słońce mocniej przyświeci, stokrotka wypuszcza mały pęd kwiatowy, który co prawda nie otwiera oczu, ale cierpliwie sobie czeka. Wtedy nabieram pewności, że stokrotka po prostu hibernuje po swojemu, nie oddaje wszystkich soków ziemi, ale małą cząstkę zatrzymuje dla siebie, a w razie mrozów mocniej  przyciska się do gruntu i co ważne, przynajmniej na mojej działce, ciągle zawłaszcza obszary, gdzie dotychczas rósł tylko mech i trawa. Wytrwałość oraz nieustanne wędrowanie to dwie miłe mi cechy stokrotek, zapewne więc z tych powodów uczyniłam stokrotkę bohaterką  opowieści o kwiatach, dziejącej się między dwiema porami roku, gdzieś na pogodowej bujance.

 

Zima tego pandemicznego roku była częściowo biała. Biel rozciągała się wszędzie dookoła. Skrzypiała od mrozu, który krople wody zamienił w lodowe kawałki, woda zgromadzona w zbiorniku zastygła i przyjęła kształt przepastnego zwierciadła. Tego roku pogoda kołysała się na huśtawce, przysypało śniegiem, stopniało, zmroziło...i znów spłynęło. Biel pstrzyła się zielenią mchu, brązowiała fragmentem błota, aż wreszcie skurczyła się niemiłosiernie. Biała kołdra wytopiła się i wychynęła spod niej stokrotka. Stokrotka spała dosyć długim snem, biel otuliła ją szczelnie.

Roślinka śniła zwariowane sny, jakby udzielało jej się szaleństwo ludzkiego świata; ciąg chaotycznych filmików bez sensu. Nurkowała więc w błękitnych morzach, by tylko na chwilę zamieszkać na lądzie, była białą rybą nieokreślonego kształtu, to znowu rzadkim ptakiem o niebieskich piórach, któremu groziło wymarcie, tak sobie śniła zadowolona i może trochę zadziwiona, bo kwiaty też mogą mieć fantazyjne sny. Kiedy więc obudziła się, przeciągnęła się po swojemu i rozejrzała dookoła, to wpadła w lekki niepokój, bo zupełnie nie wiedziała, gdzie się znajduje. Zanim przysnęła, rosła sobie wraz ze swoimi siostrzyczkami blisko grządki ziołowej, siedział tam również krzak rozmarynu, szałwia, melisa i coś jeszcze...Stokrotkom działo się w tym sąsiedztwie względnie dobrze, zioła nie uchodziły za specjalnie rozmowne, ale im to nie przeszkadzało, bo kwiatkom o białych płatkach i żółtym środku wystarczało własne towarzystwo. Najbardziej nie lubiły ogrodnika i hałaśliwej kosiarki, ogrodnik był nieuważny i czasem deptał im po główkach, potem wstawały takie brzydkie i rozczochrane, a kosiarka była nie lepsza, chyba chciała się przypodobać swojemu panu, bo zawsze musiała którejś coś przyciąć, a potem śmiała się złośliwie – pusta, głupia maszyna, a do tego taka żarłoczna, jak nie wlano do niej śmierdzącej cieczy, to nawet nie stęknęła i nie ruszyła się z miejsca. No, ale poza tym było fajnie, zwłaszcza jak przyświeciło słońce, nie paliło ono mocno, bo krzak rozmarynu rzucał miły cień.  - Gdzie ja jestem? Gdzie moje siostry? Nie znam tego miejsca – zaniepokoiła się stokrotka, już nie lekko, ale na poważnie. Zrozumiała jednak, że musi wziąć się w garść. Zwłaszcza, że jako roślinka małego wzrostu miała ograniczone pole widzenia. Zaczęła powoli ogarniać swoje sąsiedztwo. Zaraz, zaraz...rosła koło popielatego kamienia, który tworzył z innymi podobnymi mu kamieniami rodzaj kręgu. Wyżej znajdował się okazały świerk o srebrnej barwie – Jaki piękny – zachwyciła się stokrotka. Ale świerk nawet nie spojrzał w jej stronę - wyniosły, dostojny, a przez to chyba mało uprzejmy dla istot lilipucich rozmiarów. - Gdzie moje siostry? Będę tu sama - zasępiła się stokrotka, rozglądając ponownie. - Po cóż w ogóle się budziłam, lepiej było pływać w morzu. Spojrzała z nadzieją w stronę świerka w oczekiwaniu pomocy, wskazówki - taki wysoki, a przez to silny. Ale świerka interesowały tylko jego przycięte gałęzie.

Nieoczekiwanie odezwał się kamień. - Nie było cię tutaj rok temu, mnie zresztą też nie – stwierdził. - A gdzie byłeś? – zapytała stokrotka ( O rany! - pomyślała - to kamienie też żyją i gadają! ) - Właściwie to nie wiem...tam zawsze panowała ciemność i wilgoć, jakieś stworzenia srały mi na głowę, przenieśli mnie tutaj, no i moich braci, ciebie też pewnie przenieśli – zawyrokował kamień. - Ale po co? - zdziwiła się stokrotka. - Pewnie, żeby coś zmienić. Ludzie tak mają, ciągle coś zmieniają, chyba tak ich zaprojektowano. Z nas ułożyli krąg na trawie, ale po co, to nie wiemy. Może, żeby było ładnie, a może coś tu będą robić...jeszcze zmieniać... - Ale dlaczego mnie przenieśli? – dopytywała się stokrotka. - No, żeby było ładnie, a bo ja wiem...nam się tu właściwie podoba, tak jasno. Tylko ten srebrny w ogóle się nie odzywa, parę dni temu jakieś ptaszysko grzebało pod nim, to fukał i kręcił  nosem, ale tak to milczy jak zaklęty. Pewnie uważa się za kogoś lepszego – skwitował kamień. - Ale mnie się wcale nie podoba! Będę sama! Słońce mnie spali! A jak tu się kręcą ptaki, to jeszcze podziobią. Gdzie moje siostry? – zapłakała stokrotka. - Poprzednio rosłam w takim miłym miejscu i licznym towarzystwie. Jedynie ogrodnik i jego kosiarka, ale nie przejmowałyśmy się – westchnęła.

Tylko co właściwie znaczy – poprzednio- , czas w życiu stokrotki wygląda zupełnie inaczej, odmierzany jest nie rytmem zegara, ale świstem wiatru, ptasim trelem, chmurą przynoszącą deszcz, słońcem przebijającym chmury, kroplą deszczu.

- Za wcześnie się obudziłam. Chłodno jeszcze. A może zamknę powieki i obudzę się w innym miejscu – pomyślała z nadzieją. Ale ponownie usnąć już nie mogła, więc pozostało ruszyć się, po kwiatowemu. Spojrzała ponownie z niechęcią na kamień i drzewo, bo tyle zdołała zobaczyć. Wyciągnęła się, żeby widzieć więcej, ale nie zdążyła na tyle urosnąć, więc wiele więcej nie zobaczyła. - Ciekawe, czy są tu jeszcze inne stokrotki i czy rosną bardzo daleko ode mnie. Zeszłego roku miałam tyle sióstr. Nagle usłyszała głos świerka i aż drgnęła. Głoś nie brzmiał przyjaźnie. - Po coś tu wyrosła mikrusie? Nie będzie ci  tu dobrze, tu się kręcą ludzie – stale, i nie tylko ludzie, będą cię deptać po głowie, nie raz i nie dwa. Zadepczą cię – zaśmiało się drzewo. - Ojej, stanę się brzydka i poczochrana – przeraziła się roślinka. Przypomniała sobie narzekania bardziej przyciętych i zdeptanych siostrzyczek, złośliwy śmiech kosiarki, aż ją całą zmroziło. - I w końcu nie odrośniesz – pognębił ją świerk, jakby czytał w jej myślach. - A może tak będzie lepiej. Zamknę powieki...i tak jest za chłodno – posmutniała całkiem stokrotka. Wtedy ponownie odezwał się kamień – Nie słuchaj tego kolczastego straszydła. Nie ma humoru,  zbyt późno przycięli mu gałązki,  trochę bolało i do tej pory liże rany, więc wyżywa się na innych, słabszych i mniejszych. - Trochę! – warknął świerk. - Co ty możesz wiedzieć pusty kamieniu o strachu i bólu, choćby cię kopali czy ćwiartowali na kawałki, nic cię nie ruszy, przecież kamienie nie czują. - Kamienie czują po swojemu – odparował kamyk – A ty świerku pomyśl o cieple, wiośnie, a nie patrz za siebie i nie strasz maluczkich. Twój ból przeminie z pierwszym pocałunkiem słońca, kroplą cieplejszego deszczu. Rychło o nim zapomnisz. Maleńki kwiatuszku, wcale nie będziesz rosła sama. - Naprawdę! Nie kłamiesz, żeby mnie pocieszyć – nie wierzyła stokrotka. - Gdzieżbym śmiał. Mój brat powiedział mi, że koło niego wyrosło kilka takich roślinek jak ty, tylko że malutkie i jeszcze drzemią, chyba się pośpieszyłaś – zażartował kamień. Stokrotka poczuła się lepiej. - Jednak będę miała siostry. Nowe siostry. A niech okaże się, że choć jedna z nich rosła wcześniej tam, gdzie ja. Ciekawe, czy mnie usłyszą. Hej, budźcie się, szorujcie w górę! Ale zaraz. Tu się kręcą ludzie. A jeżeli je zadepczą? – przestraszyła się w duchu. Ale kamień wyczuł jej niepokój. - Świerk tak powiedział specjalnie, odkąd nas położyli w tym miejscu,  nikt tu nie chodził. A zresztą was stokrotki chyba nie tak łatwo zadeptać. No, powiedz jej, że chciałeś ją tylko nastraszyć, bo ze strachu schowa nam się z powrotem do ziemi i cała reszta za nią – poprosił kamień świerka. - No...w zasadzie, niech będzie, tylko straszyłem – przyznał niechętnie świerk. Ale stokrotka już go nie słuchała. Nagle doznała olśnienia, jakby oświetlił ją nieistniejący promień. - Jakaż ja jestem niemądra. Skoro buty ogrodnika i kosiarka nas nie zniszczyły, to czym ja się martwię, żeby tylko moje przyszłe siostry szybko urosły – zamarzyła. A kamieniowi udzielił się jej marzycielski nastrój. - Twoje siostry już idą do góry, czuję to, po swojemu. Wiesz, świerk tak naprawdę ci zazdrości,  bo on ciągle rośnie w tym samym miejscu, a ty możesz wędrować dalej, nawet jak cię podepczą. Odrośniesz. - Skąd to wiesz? - zaciekawiła się stokrotka. - nawet ja nie jestem o tym przekonana. - Świerk mi to wyznał po cichu, w przypływie lepszego humoru, jest wysoki, więc widzi więcej niż my, widzi krzak rozmarynu i inne stokrotki budzące się z zimowego snu. - To prawda?! - zawołała stokrotka - więc wcale nie odeszłam daleko! - No powiedz jej, co ci szkodzi, niech się już nie martwi i nie boi, nie bądź wredny, w końcu jesteśmy sąsiadami – nalegał  kamień. - No... już dobrze, to prawda – odezwał się łaskawie świerk. - Chyba zrobiło mi się cieplej – zauważyła stokrotka. - Eee...jeszcze daleko do wiosny. A dzisiaj wieje i jeszcze sypnie śniegiem, zobaczycie – sarknął świerk. - Odezwał się znawca pogody. Poza tym, nie przeszkadza mi śnieg– przyznał kamień. - Mi tym bardziej. Pod kołderką śnieżną jest ciepło – zawtórowała stokrotka.

 

Raz sypnie, raz zmrozi, raz zawieje, raz spłynie, ale wcześniej czy później odmarznie ziemia i ogrodnik znowu rozsypie po niej nasiona stokrotek.

 

  1. Do tego opowiadania postanowiłam dołączyć wiersz. Nie zawiera on tematyki kwiatowej i powstał z zupełnie innej przyczyny, ale pojawia się w nim również motyw niepozornej stokrotki, bo w kształtach małych, skromnych tkwi wielka siła.

 

Anna Polewiak ( foto AP )

 

 

 

„Cicha, malutka śmierć...”

 

Ta cicha malutka śmierć...

kokardka różowa między ziarnkami piasku

sandałek...świerszcz...kropelka rosy...dynda...

 

Rakieta stalowa pędzi rozkłada ostre

skrzydła noże

przecina niebo...ogromnieje z kolejnym świstem

pochłania przestrzeń nie widać ani skrawka błękitu tylko Ona góruje

szybka i bezlitosna

 

i cicha mała śmierć...

landrynka czerwona turla się w trawie...mrówka

bucik … chyba sandałek...skarpetka już nie wyschła...

 

Srebrna rakieta kroi niebo tnie ..I wzdłuż ...I wszerz

precyzyjny nóż ...Nie będzie dzisiaj kromki chleba z masłem ani gorącego mleka

Maszyna stworzona do cięcia i krojenia mechanicznego Na oślep

Otwiera gorący brzuch

I całą swoją wściekłość za nóż za pośpiech płonącą lawę Zrzuca

na wioski miasta - lasy rzeki - zwierzęta ptaki

aż wszystkie kształty zostaną spopielone

 

A cicha malutka śmierć zdejmie buciki czerwone

i położy się z zeszytem kolorowanką w wychudłej rączce

z brzuszkiem napiętym jak bębenek od wielodniowego głodu

leśne zwierzątka przykryją ciepłym futerkiem ptasim puchem

i nic już nie będzie bolało...

 

Ciała porzucone w zbiorowych mogiłach nie zostaną tu na zawsze

Wyprostują się kości Odrosną wyrwane włosy Odrodzą się tkanki

Skóra wygładzi się nabierze dawnego blasku

Wrócą kolorowe stroje i buty, Głosy i Śmiechy -

wszystkie pobiegną bawić się w berka chowanego...a może...jest jeszcze tyle zabaw wolnych od noża tępych uderzeń

 

Rakieta zmęczona, wypluła całą złość, stępiła skrzydła,

ale niebo nie zmieniło koloru ani kształtu

pusta i niepotrzebna opadła na ziemię

przykryła trawą mchem srebrne oblicze zardzewiałe od wstydu

A mała cichutka śmierć patrzy na ptaka budującego gniazdo w zdechłym żelastwie mrówkę...świerszcza...ziarenko piasku...stokrotkę,

która choć przydeptana, podniosła ciekawską głowę.

 

Będzin-Grodziec, 4.02.2021  wiersz-świetlik

dedykowany wszystkim „świetlikom” ( Po obejrzeniu japońskiej animacji „ Grobowiec świetlików” )

8

1

2

3

4

5

6

7

Post navigation